Rp: Jaki w takim razie jest pana masterplan dla lewicy i opozycji?
Włodzimierz Czarzasty: Jestem za współpracą. Od pięciu miesięcy w PSL, Platformie i Lewicy są ludzie, którzy określają katalog rzeczy, jakie ich łączą. Pewnie trzeba będzie do tego doprosić Hołownię. Ale to nie znaczy, że jestem za jedną listą. Jak będzie sto okręgów wyborczych i zmieni się ordynacja, to trzeba mieć jedną listę. Natomiast jeśli ordynacja wyborcza nie będzie zmieniona, będziemy decydowali pół roku przed wyborami. To jest racjonalne.
Co robić przez 30 miesięcy do wyborów?
Można wspólnie zgłaszać projekty ustaw, nagłaśniać ważne sprawy i stwarzać „front” wobec absurdalnego ataku na niezależność mediów prywatnych. To nie znaczy, że musimy podpisywać umowę o stałej współpracy, bo nas dużo różni. Uważam np., że powinniśmy wybudować milion mieszkań, a milion wyremontować i dostosować. Powinny być mieszkania komunalne i takie, na które stać młodych. Prawica uważa, że trzeba budować, a kogo stać, to sobie kupi.
Konwencja Lewicy 20 lutego. Co dalej?
Każda formacja będzie przedstawiała program. My nie ogłosimy nowego, bo podstawowe nasze elementy programowe są idealne na czas po koronawirusie – silne państwo, świadczenia zdrowotne, socjalne, edukacyjne. Politycznie przed nami zjednoczenie z Wiosną. Czekamy na decyzję sądu. W polityce trzeba umieć czekać. Ja jestem dobrym przykładem tego powiedzenia. Lewica ma smak na władzę. Ja też.