fbpx

Nowa Lewica

image_intro_alt

Kto nas będzie leczył?

O podjęcie pilnych działań w związku z narastającym kryzysem w służbie zdrowia zaapelowali dziś do wojewody radni SLD. W Łódzkiem, przypomnijmy, ponad 700 lekarzy, tak rezydentów, jak specjalistów nie chce pracować dłużej niż dozwolone 48 godzin tygodniowo. A to oznacza, że w szpitalach może zabraknąć lekarzy do obsadzenia dyżurów, problemem może być też opieka lekarska podczas nadchodzących świąt.

Radni SLD chcą, by wojewoda łódzki poinformował samorządowców, jakie działania już podjął i jakie podjąć zamierza, by zapobiec dramatycznym brakom kadrowym w szpitalach
Chcą też, by na wspólnym posiedzeniu zebrały się komisje zdrowia z Rady Miejskiej oraz Sejmiku Wojewódzkiego
Tymczasem jak na razie służby wojewody przekonują, że sytuacja jest opanowana a bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców województwa nie jest zagrożone

Przypomnijmy, w Łódzkiem klauzule opt-out wypowiedziało już ponad 700 osób. Jednymi z pierwszych byli lekarze z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki, gdzie z pracy powyżej 48 godzin tygodniowo zrezygnowali zarówno rezydenci, jak solidarni z nimi lekarze specjaliści. A owe klauzule to, przypomnijmy, umowy zawierane przez lekarzy z dyrekcją szpitali - pozwalają pracować w tygodniu dłużej niż wyznaczone przez UE normy. Właśnie dzięki tym umowom udawało się obsadzić wszystkie dyżury i zapewnić pacjentom właściwą opiekę - działo się to najczęściej kosztem lekarzy rezydentów, którzy często pracowali po 80 lub więcej godzin w tygodniu. Masowe składanie przez nich wypowiedzeń klauzul to nowa odsłona lekarskiego protestu, po niepowodzeniu strajku głodowego. Lekarze domagają się, by nakłady na służbę zdrowia w ciągu trzech lat wzrosły do 6,8 procent PKB rocznie. Obecnie jest to zaledwie nieco ponad cztery procent, co oznacza, że Polska jest "w ogonie" Unii Europejskiej, gdzie standardem jest wydawanie rocznie ośmiu-dziewięciu procent PKB na ochronę zdrowia.Jak informują lekarze rezydenci, w Łódzkiem klauzule wypowiedziało już ponad 700 osób. Część z nich zrobiła to w połowie listopada, większość - na początku grudnia. Jako, że okres wypowiedzenia wynosi miesiąc, oznacza to, że od połowy grudnia w części szpitali może zabraknąć personelu do obsadzenia dyżurów. Oznacza to również, że już podczas świąt możemy mieć kłopoty z dostaniem się do lekarza w nocnej i świątecznej opiece zdrowotnej.W znacznej części placówek problem stanie się palący w pierwszych dniach stycznia. Mimo to, jak dotąd brak stanowczej reakcji zarówno ze strony rządu, jak przedstawicieli rządu w terenie, czyli wojewodów. - Nikt z Urzędu Wojewódzkiego się z nami nie kontaktował, nie próbował rozmawiać, nic, głucha cisza - mówi Onetowi dr Janusz Czarnecki, lekarz rezydent, który koordynuje akcję wypowiadania opt-outów. - A problem z dnia na dzień narasta, już teraz jest ponad 700 osób bez klauzul plus wszyscy ci, którzy nigdy ich nie podpisywali. I także oni skracają swój czas pracy w innych miejscach, choćby w nocnej i świątecznej opiece. A rządzący jakby problemu nie widzieli, wciąż "pudrują" rzeczywistość i wydaje im się, że "jakoś to będzie". A nie będzie - mówi.

Dr Czarnecki podaje przykłady sytuacji, gdzie już teraz widać drastyczne braki personelu. - W jednym z łódzkich szpitali, na psychiatrii już teraz jest jeden lekarz stażysta i jeden rezydent. Wypada po 250 łóżek na głowę. I oni jednocześnie obsługują oddział oraz psychiatryczną izbę przyjęć. Równolegle muszą, na przykład, zająć się chłopakiem na izbie, który jest agresywny po dopalaczach i zadbać o to, by w tym samym czasie ktoś nie usiłował popełnić samobójstwa na oddziale. Tak wygląda ta "norma" w polskiej służbie zdrowia - mówi dr Czarnecki. - Ja chciałbym leczyć w Polce, nie wyjeżdżać, więc próbuję walczyć, próbuję przekonać rządzących, że zwiększenie nakładów jest konieczne. Ale na razie to rzucanie grochem o ścianę. Oni na służbę zdrowia nie chcą wydawać, bo to się nie zwraca i sądzą, że to pieniądze wyrzucone w błoto. Ludzi traktuje się jak bydło a przecież wystarczyłoby im zaufać - denerwuje się lekarz rezydent.Dodajmy, że rezydentów wspiera także znaczna część lekarzy specjalistów. Przykładowo, w łódzkim Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w listopadzie wypowiedzenia klauzul złożyło kilkudziesięciu specjalistów. W efekcie, w pionie ginekologiczno-położniczym bez opt-outów jest obecnie aż 85 procent personelu lekarskiego a do obsługi dyżurów od połowy grudnia pozostanie siedmiu lekarzy. Czyli dokładnie tylu, ilu potrzeba każdej doby dyżurowej, na wszystkich oddziałach w tym pionie. Lekarze rezydenci nie mają bowiem prawa samodzielnie dyżurować na ginekologii. Wczoraj oficjalnego wsparcia udzieliła lekarzom rezydentom znana i ceniona kardiolog dziecięca z ICZMP, prof. Jadwiga Moll. - Cała ta akcja nie ma żadnego zabarwienia politycznego, nie chodzi o robienie wbrew dyrekcji szpitali czy komukolwiek innemu - mówiła. - Tu chodzi o pacjentów. Ja na co dzień widzę, że problemy narastają a wszystko z powodu braku pieniędzy w systemie - wyjaśniała. - Potrzeba więcej skomplikowanej aparatury, to sprawa życia i śmierci. Potrzeba też wypoczętych lekarzy, bo ci zmęczeni pacjentowi nie pomogą - dodawała prof. Moll.Sytuacja w służbie zdrowia poważnie zaniepokoiła łódzkich radnych. Jak podkreślała Małgorzata Moskwa-Wodnicka z SLD, niezbędne jest, by wojewoda łódzki, który z ramienia rządu ma obowiązek dbać o zapewnienie mieszkańcom właściwego poziomu opieki w publicznych placówkach ochrony zdrowia w końcu podjął jakieś działania. - Jak dotąd mamy jedynie uspokajające, "okrągłe" komunikaty, że sytuacja w szpitalach rzekomo jest monitorowana. Tyle, że z tego monitoringu niewiele wynika - mówiła Moskwa-Wodnicka. - A my chcemy, by wojewoda zaczął działać. A przede wszystkim, poinformował radnych, jaka jest skala wypowiedzeń umów opt-out i czy zdrowie mieszkańców regionu nie jest zagrożone - dodawała.

Radni Sojuszu, zarówno z Rady Miejskiej, jak Sejmiku Województwa chcą także, by w trybie pilnym zebrały się połączone komisje zdrowia z obu tych instytucji.

Dodajmy, że jak dotąd łódzki Urząd Wojewódzki zapewniał, że sytuacja w służbie zdrowia jest opanowana i nie powinno dojść do przerwania ciągłości opieki nad pacjentami. Tyle, że jeśli nic się nie zmieni, to od stycznia szpitale mogą nie mieć kim obsadzić dyżurów. A to może oznaczać, że część z nich zmuszona będzie wstrzymać nawet planowe przyjęcia.

Tymczasem rząd, po trwających jesienią głodówkach lekarzy rezydentów podjął jedną tylko decyzję - że nakłady na służbę zdrowia wzrosną do sześciu procent PKB rocznie. Tyle, że ma to nastąpić dopiero w 2025 roku. Lekarze chcieli tymczasem, by na ochronę zdrowia szło nie sześć - a 6,8 procent PKB. I miałoby do tego dojść nie za osiem lat a w ciągu najbliższych trzech.

Źródło.

Newsletter

Chcesz być na bieżąco? Zapisz się do naszego newslettera!
W związku z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 2016/679 o ochronie danych, wyrażam zgodę na gromadzenie, przetwarzanie oraz wykorzystywanie przez Nową Lewicę przekazanych przeze mnie danych osobowych w celach informacyjnych i promocyjnych związanych z działalnością Nowej Lewicy w celach administracyjnych na użytek newslettera, w szczególności wyrażam zgodę na otrzymywanie drogą elektroniczną newslettera oraz informacji o przedsięwzięciach organizowanych lub współorganizowanych przez Nową Lewicę, a także informacji o bieżących wydarzeniach politycznych. Czytaj dalej...

UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Rozumiem